2008-05-03
Jelenia Góra i okolice
Tym razem relacja nie z kółeczka, ale wyjazdu rekreacyjnego. Podróż jednakowoż odbyłem pociągiem, więc kilka kolejowych spostrzeżeń pozwolę sobie przedstawić.
Jazda 3 maja z Wrocławia do Rębiszowa z przesiadką w Węglińcu bez większych przygód. Kompletnie pusty osobowy do Goerlitz, kierownik bez problemu przybija pieczątki na karnecikach (budynek dworca Wrocław Leśnica zamknięty na cztery spusty z każdej strony), tradycyjnie w tym pociągu jedzie wagon AB, dosyć już niestety zapuszczony, szklane drzwi pełne zacieków, brudne ściany, dosyć czyste okna. W jednym przedziale drzwi nie dawały się zamknąć, ale jak na osobowy PKP to i tak niezły standard. W Węglińcu jakiś focista z długim obiektywem w obowiązkowej kamizelce pstrykał sobie na końcu peronu. Wjeżdża osobowy EN57 z JG do Wrocławia, i stoi, stoi, stoi... Ponad dwadzieścia minut. Ciekawe, po co? Osławieni groźni sokiści spisują jakichś delikwentów na peronie. Osobowy do JG to też EN57 w wersji full plastic. Ludzi w środku niewielu. Ale na prawie każdym przystanku jedno - dwuosobowa wymiana pasażerów. W Lubaniu wysiada kilkanaście osób, wsiada kilka. Gryfów wygląda żałośnie, zwłaszcza przy takiej pochmurnej i mglistej pogodzie, jak tego dnia. Pusty peron, mgła i dwoje oczekujących na pociąg pasażerów. Zaniedbane wiaty, zarośnięte tory, brrr... Stacja w Rębiszowie czynna, stoją wagony towarowe, jest jakiś punkt czy kasa Cargo, ale okolice stacji to kompletny koniec świata. Na rozkładzie przystanku PKS przed budynkiem dworcowym dwa czy trzy kursy, naprzeciwko zrujnowany sklep z dumnym szyldem "Delikatesy". Poniżej zdjęcia z Rębiszowa.
Od tego momentu wycieczka ma charakter niekolejowy, więc pominiemy wszystko aż do momentu, kiedy na horyzoncie pojawia się budynek dworca Szklarska Poręba Górna. Pierwsze zaskoczenie - ktoś stąd jeszcze chce jeździć koleją. Drugie zaskoczenie - dużo tych ktosiów. 3 maja był w sobotę, koniec długiego weekendu w niedzielę. Fakt - pogoda była kiepskawa, ale zdumiał mnie rząd samochodów przed budynkiem dworca, podjeżdżające taksówki i kolejka do kasy. A przy peronach dwa pociągi - oba, pożal się Boże, pośpieszne - do Gdyni i do Szczecina. Do obu wsiadło mnogo pasażerów - w dwójkach były po 3-4 osoby na przedział. Ciekawe, jak to wyglądało w niedzielę. Gdyńska jedynka sympatyczna - fotele rozkładające się w leżanki, dywaniki w przedziałach i na korytarzu, ale w jednym WC nie ma wody. W sąsiedniej dwójce też. W dodatku całą drogę do Wrocławia gasło światło. Akumulatory nie wyrabiały? Przy tych prędkościach to możliwe. Jazda ze Szklarskiej do JG to prawie półtorej godziny, z czego pierwsze 40 minut jest nieustannym hamowaniem, gdy pociąg toczy się w spacerowym tempie z górki na pazurki. Po drodze, w Piechowicach, mijanka z osobowym z Poznania do Szklarskiej. Kompletnie pustym - nie zauważyłem w tym pociągu nikogo poza konduktorem. W JG kolejne zaskoczenie - peron pełny ludzi, w tym m.in. liczna ekipa z rowerami. Bieganie, krzyki, wpychanie maneli przez okna - jak za komuny. Dołączają wagony relacji JG - Gdynia, postój trwa ponad 20 minut. Nie dość, że się wlecze jak obłąkany, to jeszcze stoi nie wiadomo po co tyle czasu. Podczas dalszej jazdy do Wrocławia przysypiałem, więc niewiele pamiętam, poza tym że była niemożebnie długa. Ale i tak wolę w ten sposób wracać z górskiej wycieczki, gdy jestem zmęczony i spać mi się chce, mogąc się wyciągnąć na wygodnym rozkładanym fotelu, niż siedzieć na baczność w jakimś autobusie. Fotek żadnych z powrotu brak, bo ciemno było, a poza tym nie byłem w stanie ich zrobić. Za bardzo mi się chciało spać. Dobrej nocy.
W pierwotnej wersji ta relacja ukazała się na grupie dyskusyjnej pl.misc.kolej. Tradycyjnie zapraszam do porównywania. :)
Add new comment