2008-08-23
(Wrocław Mikołajów) - Stargard Szczeciński - Białogard - Kołobrzeg - Szczecin Dąbie - (Wrocław Mikołajów)
Jak lato, to wakacje. Jak wakacje, to do Kołobrzegu. Rwać laski i lizać lody na patyku, jak śpiewają diskopolowe chłopaki z zespołu Skaner. A przy okazji można obczaić, jak funkcjonuje uratowana przez zachodniopomorskich samorządowców i kolejarzy do niechybnej śmierci przez zawieszenie trasa Kołobrzeg - Goleniów. Warto ją było ratować, czy nie? A może busy by wystarczyły? Obczaimy.
W sobotni poranek 23 sierpnia było ciemno, ponuro i deszczowo. Peron na Mikołajowie spowijała mgła, z której niemrawo wychynęły trzy ślepka lokomotywy rzeźni zakopiańsko - szczecińskiej. Rzeźnia, jak należało się spodziewać, była zapchana ludźmi, w pierwszej jedynce wszystkie przedziały pozajmowane, w drugiej to samo, spać się chciało, ogólnie nie było fajnie. Potem jakiś przedział się zwolnił, i aż do Stargardu nie miałem ochoty ani na robienie fotek, ani na śledzenie krajobrazów za oknem, ani na cokolwiek innego, oprócz spania. Do Stargardu dotarliśmy planowo i nawet się na chwilę słoneczko zaczęło między chmurami pokazywać. Dworzec w Stargardzie jest kolejowym przedsionkiem Szczecina, prawie wszystkie dalekobieżne szczecińskie pociągi tędy przejeżdżają, większość ruchu lokalnego również o Stargard zahacza. Stacja jest więc spora, ma trzy perony, klapkowy system informacji wizualnej rodem z KZŁ Bydgoszcz, i ruch też jest niemały. Przed dworcem postój taksówek, kioski, w środku jakiś "mini market", ale nieczynny (może dlatego, że sobota), na budynku dworca wywieszone wielkie plakaty z cenami biletów na pociągi w popularnych tutaj relacjach. To mi się podoba - kolej reklamuje się w najprostszy sposób - wielka cyfra z ceną biletu i obok relacja, reklamy są doskonale czytelne i z daleka widoczne. Z peronu pierwszego można wejść do baru, oferującego zestaw posiłków typowy dla tego typu przybytków - standardowe zapiekanki, hot-dogi, kawa, herbata. Jest też, niestety, dosyć brudno, stoliki pełne kruszyn. W dodatku po dworcu kręci się kilku żuli, sępiących o drobne, zachodzą oni również do baru, zakłócając klientom konsumpcję. Po spożyciu kawy i nabraniu większego wigoru mogłem wyjść na peron, by obejrzeć wjazd osobowego "Albatrosa" z Malborka do Szczecina. Pociąg ten cieszył się sporą popularnością, z uwagi na swą osobowość, dzięki której za niewielkie pieniądze można było dojechać z Trójmiasta i całego wybrzeża do Szczecina i na odwrót. Standard - cóż, osobowy - bonanzy. "Albatros" na chwile przystanął i pomknął dalej, a w chwilę potem na peron drugi wjechał pośpieszny "Rybak" ze Szczecina do Białegostoku, którym zaplanowałem podróż do Białogardu. Poniżej Stargard na obrazkach.
Jedynka w "Rybaku" była przyzwoita. Czysta, ze szmatkami na oparciach, niestety bez firanek, ale z rozkładanymi fotelami. W toalecie woda, ręczniki i mydełko, no i normalne ściany, nie została ona dotknięta obrzydliwą plastikizacją, jak wiele innych, modernizowanych w latach 90. Więc i wielkie ucho wystawało z podłogi po Bożemu - tyłem do drzwi, tak jak powinno. Całość bez porównania z obleśnymi jedynkami w rzeźni zakopiańskiej. No i zdecydowanie luźniejsza. Kierownik wykrochmalony i uprzejmy. Wyszło też słoneczko, więc zrobiło się, ogólnie, optymistyczniej niż na początku wycieczki. Poniżej obrazki z wagonu.
Podróż do Białogardu standardowa - bez opóźnień, bez specjalnych wydarzeń (poza nieustannymi zmianami pogody - to słońce, to pochmurno, potem już ciągle pochmurno). Ludzi na każdej stacji trochę wsiadało, ale bez wielkich tłumów. Bardzo lubię fragment tej trasy między Runowem a Worowem, gdy na długich i łagodnych łukach ładnie widać skład pociągu. I wyjątkowo malowniczą stacyjkę Worowo, położoną w lesie, z kształtowymi semaforami. W Worowie pośpieszne się nie zatrzymują, ale nie mogłem się powstrzymać od zrobienia kilku fotek podczas szybkiego przejazdu. Odgałęzia się tam linia do Wysokiej Kamieńskiej, przez Płoty, kędy wiodła dalsza trasa tej wycieczki. Obecnie do Wysokiej z Worowa nic nie jeździ, linia jest przez PLK likwidowana. W Białogardzie znowu deszcz, szybka przesiadka na EN57 do Kołobrzegu, podczas jazdy też lało. W Kołobrzegu lało jeszcze bardziej. I jak tu iść na plażę, podrywać panienki, jeść lody na patyku (jak śpiewają chłopaki ze Skanera) i się opalać? No jak? Nijak. Foteczki z podróży "Rybakiem" (Chociwel, Runowo, Łobez, Worowo, Świdwin) poniżej:
Kołobrzeg. Z 10 lat tu nie byłem. Nostalgia chwyta. "Kołobrzeg to piękna kraina, lecz trzeba wracać do Lublina" pisał przed laty pewien zapoznany poeta, pracujący sezonowo w Warsie. Teraz z tej złotej mysli wyziera drugie dno - w Kołobrzegu mamy sprawnie zorganizowaną (jak na polskie warunki) komunikację kolejową, a w Lublinie jest Aron i jego busy, czyli azjatycki model transportu publicznego. Ostatni tydzień sierpnia, wakacja zbliżają się do końca, więc w holu dworca kłębią się tłumy. Tak jak 10 lat temu. A pewnie i 20, i 30... Do kas kolejki, hol malutki, więc ciężko się przecisnąć. Kiosk z różnymi dobrymi bułeczkami i rogalikami naprzeciwko kas dalej funkcjonuje, polecam, bo dobre te wypieki. Kultowa Biedronka nieopodal dworca też jak była, tak jest. I dalej lowcostowi wczasowicze się tam zaopatrują we wszystko, więc tłok w środku podobny, jak w holu dworca. Co się zmieniło od czasu moich sprzed kilku lat podróży tutaj? Nastawnia nabrała barw godowych PLK, zniknęła gdzieś większość wagonów socjalnych, okupujących niegdyś wszystkie bocznice za dworcem, wyglądało to jak jakieś obozowisko Cyganów... No i pojawiły się czerwone SA110, które mają tu swoją norkę, i dominują na zreanimowanej linii do Goleniowa. A na stojącym obok dworca budynku kolejowym wiszą, podobne do tych w Stargardzie, wielkie ceny biletów na pociągi do okolicznych miejscowości. Obrazki z Kołobrzegu poniżej.
Przy peronie drugim podstawiono pociąg do Szczecina. Jazda nim jest głównym celem tej wycieczki, zatem do dzieła. Skład standardowy: dwa wagony motorowe SA110, i wpięty pomiędzy nie doczepny SA112. Kupione okazyjnie od Niemców, im niepotrzebne, bo stare, uratowały kilka linii w Polsce przed powolna śmiercią. Dla naszych zachodnich sąsiadów przeżytek. Dla nas, no cóż, wstyd trochę, ale powiew zachodniego luksusu. Wygodne, solidnie wykonane, z normalnymi, otwieranymi oknami i fajnym "oldskulowym" dizajnem, w końcu to produkty z lat 60 ubiegłego stulecia. Niemcy pomyśleli o elastyczności - jednostka może składać się z dwóch, trzech a nawet czterech wagonów - między silnikowe SA110 mozna łatwo włączyć doczepne SA112, rzecz nie do pomyślenia w naszych EN57 na przykład. Ponieważ w Niemczech wagony motorowe miały pierwszą klasę, część wnętrza podzielono na przedziały z sześcioma rozkładanymi fotelikami, a część na bonanzopodobny "kurnik" z twardszymi ławkami. Po sprowadzeniu wagonów do Polski pierwszą klasę zlikwidowano, a przedziały zostały, dzięki czemu mamy teraz w lokalnych osobowych druga klasę o lepszych parametrach niż w niejednym pośpiesznym czy Ex. A to Polska właśnie. Szerokie przedsionki, obszerne przedziały bagażowe, gdzie można wstawić rowery, ale mozna też usiąść w razie czego na rozkładanych siedziskach. Solidna, niemiecka technika w zastosowaniu praktycznym. Bardzo mi się te wagony podobają. Kilka zdjęć SA110 z zewnątrz i w środku poniżej.
Toalety są ciekawe, bo w wagonach silnikowych je zmodernizowano, "po naszemu", niestety, czyli z plastikowymi ścianami, więc wyglądają podobnie do toalet w zmodernizowanych mechpomach - woda na guzik, wielkie lustro. Natomiast w doczepnych pozostawiono je w wersji pierwotnej, więc mamy, spotykane też jeszcze czasem w starcyh EN57, kraniki z wodą. Nie na pedał, nie na guzik tylko z wihajstrem, po przesunieciu którego zaczyna lać się woda. Należy pochwalić kołobrzeskich kolejarzy za stan i czystość toalet. Zarówno te zmodernizowane, jak i "stare" nie odstraszają smrodem i brudem, jak bywa ciągle w wielu pociągach dalekobieżnych. Oczywiście lokalni chłopcy i panowie wąsaci używają tych przybytków higieny w charakterze palarni, bo w przedziałach palić nie wolno, ale na to już trudno znaleźć radę. Oto obrazki z toalet:
W pociągu pustawo. No cóż - pogoda kiepska, sobotnie popłudnie, trudno się dziwić. Z Kołobrzegu odjeżdżamy z ledwie kilkunastoma osobami na pokładzie, wśród coraz silniej wiejącego, zimnego wiatru i zacinającego deszczu. Przystanki między Kołobrzegiem a Trzebiatowem, przynajmniej podczas tej jazdy, praktycznie niepotrzebne - chyba na żadnym nikt nie wsiadł, zresztą w jakichś takich odludnych miejscach wydawały mi się stać. W Trzebiatowie na peronie naliczyłem kilkunastu oczekującyh, więc zapełnienie pustawego pociągu nieco wzrosło. Tutaj też minęliśmy się z pociągiem ze Szczecina do Kołobrzegu, w identycznym, co nasz, zestawieniu: SA110+112+110. W środku zdecydowanie więcej pasażerów. Szybka, sprawna mijanka, i oba pociągi rozjechały się w swoich kierunkach. Poniżej zdjęcia z kolejnych postojów: Starego Borku, Głowaczewa, Karcina, Bieczyna i Trzebiatowa.
Po odjeździe z Trzbiatowa minęliśmy kolejny bezludny przystanek - Gąbin, i zatrzymaliśmy się na prawdziwej stacji w Gryficach. Tutaj normalnotorowa linia do Goleniowa spotyka się z gryficką wąskotorówką. Na peronie czeka kilkanaście osób. Czyli mamy regułę - jeżeli stajemy na stacji w mieście, ludzie są. Jeżeli to przystanek w wiosce - ludzi nie ma. Gryfice mają fajny klimat małej, prowincjonalnej stacji z kształtowymi semaforami, nastawnią w budynku dworca, firankami w oknach tej nastawni, i dyżurnym kręcącym tajemniczymi korbkami przed wejściem. Za Gryficami znowu postój na bezludnym, ale z piękną zieloną trawką na peronie, przystanku Baszewice, i meldujemy się w Płotach. To z pewnościa największa stacja między Kołobrzegiem a Goleniowem, tutaj nasza linia krzyżuje się z linią Worowo - Wysoka Kamieńska. Stacja w układzie widłowym (Grzexs, dziękuję za poprawkę), spory budynke dworca i plac przed nim między torami, semafory kształtowe, i zielona pustka. Tory worowskie zardzewiałe i zarośnięte. Nad tą rozlegą pustką panuje głęboka cisza, wsiadający również są nieliczni. Idealne miejsce do filozoficznych kontemplacji. Kiedyś muszę w Płotach wysiąść, są urzekające. Na fotkach kolejne postoje: Gąbin, Gryfice, Baszewice i Płoty.
Po krótkiej kontemplacji filozoficznej w Płotach wracamy do cyklu przystanek, stacja, przystanek. Bezludnym i zielonym przystankiem za Płotami było Żabowo. Nazwa bardzo adekatna do okolicznej zieloności. I chyba rzeczywiście częściej tu żabę można spotkać, niż człowieka. A potam był Nowogard. Nowogard, gdzie, dziecięciem będąc, bywałem u rodziny. A wujek z Goleniowa korumpował konduktorów, bo jakoś nie lubił kupować biletów w kasie. Zgodnie z binarna logiką tej linii, czeka tu na nas kilkanaście osób. Wsiadają, i robi się całkiem przyzwoite zapełnienie. Skoro w sobotę, przy kiepskiej pogodzie i w dodatku w kierunku do Szczecina udało się zapełnić w połowie trzywagonową jednostkę - jest dobrze. Tędy kilka lat temu powietrze jeździło. W dni robocze musi być tłok. Po odjeździe z Nowogardu zasada przemienności przystanków i stacji została złamana, bo stanęlismy po kolei na trzech bezludziach, na każdym pławiąc się w coraz większym słoneczku. Szkoda, że dopiero teraz można się w nim pławić, ale dobre i to. Na obrazkach: Żabowo, Nowogard, Wyszomierz, Osina i Mosty.
I W końcu Goleniów. Witaj nam z powrotem drucie nad głową. W Goleniowie w dzieciństwie byłem nieskończoną ilość razy, dworzec zachował dawne kształty, ale zmienił kolor. Zmienił się też układ peronów, dawne trzy zastąpiły obecne dwa, nie ma juz, oczywiście, pyrkającego SN61 do Maszewa stojącego przy peronie czwartym, już niedługo nie będzie też kształtowych semaforów, bo linia do Świnoujścia jest aktualnie modernizowana. Z jednej strony fajnie, bo wreszcie pociąg między Goleniowem a Szczecinem nie jest wyprzedzany przez samochody, pekaesy i motocyklistów na DK3, z drugiej - szkoda starego Goleniowa, nastawni GU1 przy moście, klekotu opadających ramion semaforów... Cóż. Postęp by PLK. W Goleniowie mijamy się z kolejnym przeciwpociągiem do Kołobrzegu, tym razem zestawionym jedynie z dwóch motorowych SA110. Potem ścigamy się z samochodami, przemykające bez zatrzymania przez Rurkę, i stając na chwilę w Kliniskach. A dalej sosnowy las, przejazd pędem przez Załom. I Dąbie. Poniżej na obrazkach: Goleniów i Kliniska.
Przez Dąbie przejeżdża jeszcze więcej pociągów dalekobieżnych Szczecin - reszta świata, niż przez Stargard. Stąd jest to popularna stacja przesiadkowa w relacjach: stacje na linii do Świnoujścia - reszta świata, bo nie trzeba zajeżdżać do Szczecina Głównego, co często pozwala skrócić podróż nawet o kilkadziesiąt minut, gdy uda się w Dąbiu złapać wcześniejszy pociąg w kierunku reszty świata. Samo Dąbie, jako dzielnica jednak peryferyjna, wielkiego ruchu nie wytwarza, do Szczecina właściwego jest stąd kawał drogi, przez lasy i mokradła wysp odrzańskich. Stacja ma tylko dwa perony, bardzo ruchliwe, wyposażona jest w system informacji wizualnej (z KZŁ, bo skądby inąd), po wyjściu przed budynek dworca widać jednak, że jesteśmy na peryferiach. Podobnie wyglądają okolice dworców w Zbąszynku czy Rzepinie, czyli stacji za dużych w stosunku do miejscowości, które obsługują. Takie stacje skupiają życie wewnątrz siebie, ludzie tam się przesiadają z jednych pociągów do innych, czasem też do autobusów i innych pojazdów ogumionych, więc równie dobrze mogłyby stać w środku lasu, i i tak na peronach ktoś by się nieustannie kręcił, a przed dworcem byłaby cisza. Obrazki z Dąbia poniżej:
Powrót z Dąbia do Wrocławia to spotkanie z tymi samymi (fizycznie) wagonami, co rano. Bowiem tak się złożyło, że najdogodniejszym środkiem powrotu okazała się rzeźnia do Zakopanego. Ten sam pociąg, ten sam skład, podobny tłok. Znowu godzina stania na korytarzu, by zwolnił się któryś z przedziałów w jedynce, a potem już spokojna jazda do Wrocławia, z jednym bodaj nieprzyjemnym incydentem, wywołanym przez grupę bardzo mało inteligentnych, krótko ostrzyżonych chłopców i ich równie mało lotnych panienek. Młodzieńcy nie potrafili najpierw odróżnić wagonów do Katowic od wagonów do Zakopanego, a potem pierwszej klasy od drugiej, co skończyło się wielka kłotnią z konduktorami. Towarzystwo wraz ze swoimi przeogromnymi bagażami i sprzętem do robienia umcy-umcy wyniosło się na koniec z "jedynki". I zapanował Spokój. Na ostatnich obrazkach: Choszczno, Dobiegniew i Krzyż.
I to tyle. Zachodniopomorskie daje radę. Oby tak dalej. Darz Bór. Relacja jak zwykle w skróconej wersji trafi na pl.misc.kolej, a więcej fotek z opisami można zobaczyć w galerii. Miłego oglądu i odczytu.
Add new comment