2008-03-19
Wrocław Gł. - Leszno - Zbąszynek - Międzyrzecz - Rzepin - Poznań Gł. - Wrocław Mikołajów
Kolejna podróż tropem reaktywowanych linii. Z Międzyrzecza do Rzepina pociągi nie jeździły kilkanaście lat. W roku 2007 wznowiono ruch na tej trasie. Tym razem udało się zrealizować cały plan, żadnych gumobusów po drodze nie podstawiono. Za to pogoda płatała psikusy.
Z Wrocławia (8:35) do Leszna (9:59) wyjeżdżam "Gwarkiem" relacji Katowice - Słupsk. Pociąg solidnie zapełniony, w jedynce wszystkie przedziały po 4 - 5 osób. Jest woda, są ręczniki. Pan z wózkiem przy każdym przedziale staje i coś sprzedaje - a to kawę, a to pepsi, a to piwo po 5 zł, sporo chętnych, przynajmniej w moim wagonie. Może "lepsza klientela" w jedynce kupuje więcej? A może raczej chodzi o proweniencję tej klienteli - w sporej części jest biznesowa - widać garnitury, rozłożone dzisiejsze gazety i papiery, godzina ranna, akurat żeby pojechać coś ważnego załatwić do Poznania na przykład. A dzień roboczy, środa konkretnie. Tu i ówdzie pasażerowie z laptopami. Nikt ich nożami nie dźga. A to dopiero! W Lesznie jesteśmy przed czasem, szybka wysiadka, z tego samego peronu odjeżdża po chwili osobowy do Poznania, a "Gwarek" sobie stoi, bo ma czas do planowego odjazdu.
W barze na dworcu brzuchaci panowie z SOK konsumują kawę w czerwonych kubkach Nescafe. Dla zwykłych klientów są kubeczki jednorazowe ze styropianu. Hall dworca jasny, czysty, bez żuli, robi przyjemne wrażenie, chociaż można by trochę poprawić pstrokaty wystrój wnętrza. Ciekawym wynalazkiem są czerwone lampki przy tablicach odjazdów, informujące, który z wyświetlonych pociągów w tym momencie jest podstawiony. Przy peronie piątym (po drugiej stronie dworca, czyli przy peronach "głogowskich") czeka SA108 do Zbąszynka (10:26). Ludzi sporo, będzie ponad 50%. Okna czyste i niepodrapane, podłoga umyta, ogólnie optycznie korzystne wrażenia.
Konduktor miły, zafascynowany Regio Karnetem, długo ogląda, dopytuje o różne szczegóły oferty. Szkoda, że w tę wiedzę nie wyposażył go pracodawca. Pasażerowie niekolejowi - dużo młodzieży szkolnej, studenci i różni tacy inni, po drodze sporo wypisywania biletów dla dosiadających się. Więc pociągi niekoniecznie są po to, żeby wozić kolejarzy. Większość ludzi jedzie z Leszna do okolicznych wiosek. Im bliżej Wolsztyna, tym puściej. Budynki dworcowe po drodze zwykle nieciekawe, prawie wszystkie parterowe, w tym samym barakowym stylu. Fotki, niestety przez szybę, bo w SA108 okna się nie otwierają. Oto pierwsze przystanki: Wilkowice i Krzycko Wielkie.
Lepiej prezentowały się poniżej widoczne Włoszakowice, które są czynną stacją. Tam także spora wymiana pasażerów.
Niestety, kolejne przystanki to już powrót do brzydkiej, parterowej monotonii. W Boszkowie budynek w stylu komunistyczno-letniskowym, bo tam lud pracujący wypoczywać jeździł w soboty i niedziele. Starkowo z przystankiem typowo pekapowskim - budą i chaszczami zamiast peronu. A w Błotnicy znowu podłużny, żółtawy "dworzec" będący ciut większym braciszkiem tych w Krzycku i Wilkowicach. Ponieważ jednak Błotnica jest (była?) stacją, jej image ratuje ładna wieża ciśnień.
Następne było Perkowo, w którym się zagapiłem, i zanim się zorientowałem, już jechaliśmy dalej. A potem Nowa Wieś Mochy (albo, proszę spojrzeć na fotki, a także przeanalizować stare SRJP, Nowawieś Mochy) z którymś z kolei parterowym klonem. Zaś w Nowym Solcu niespodzianka - stacja po drugiej stronie torów niż wszystkie poprzednie, w dodatku z solidnej, czerwonej cegły. A we Wroniawach znowu klon poprzednich klonów. Ale za to ładne drzewa, idealnie pasujące na grzędy dla wron. W Nowym Widzimiu hulał wiatr, a na pasażerów czekały trawa i buda jak na przystanku PKS.
W Wolsztynie dwuminutowy postój, prawie wszyscy wysiadają, zostaje kilka osób, dosiada się kilkanaście, jest pustawo.
Świeci miło słoneczko, na drzewach zielone pączki, wiosna, brakuje tylko żółciutkich kurczaczków i wielkanocnych zajączków. I, co ciekawe, zupełnie zmienił się styl architektoniczny stacji. W Tuchorzy i Belęcinie stacje są w stylu dużo bardziej pruskim niż polsko-barakowym. Piętrowe, ceglane, budzą zaufanie. W Stefanowie budyneczek jest, co prawda malutki, ale za to stacja jest czynna, oczy pasażerów cieszy rzadki w Polsce widok pani w granatowym mundurze, stojącej ma czystym i schludnym peronie. W Zbąszyniu Przedmieściu kilka osób wysiada.
W Zbąszyniu większość pasażerów wysiada, mamy dziesięciominutowy postój, dajemy się wyprzedzić osobowemu Poznań - Frankfurt (EU07 + 2x Bdhpumn i 1x Bh) i planowo (12:06) dojeżdżamy do Zbąszynka. Zbąszynek miły jest ogólnie - na dworcu czysto, jest bankomat, przed dworcem placyk z ławkami, na pociąg do Gorzowa (12:29) czeka kilkanaście osób. Niestety pogoda się psuje - zaczyna padać śnieg, nadciągają, na razie małe i puszyste, chmury. Dwie minuty przed planowym odjazdem (nie ma to jak dreszczyk emocji) wtacza się lubuski SA105 do Gorzowa.
Pojemność pojazdu w sam raz dopasowana do frekwencji - miejsca siedzące są zajęte, kilka osób stoi. Krajobraz odmienny od rolniczych wielkopolskich równin - im bliżej Międzyrzecza, tym więcej lasów, pojawiają się pierwsze małe pagórki, a gdzieniegdzie widać małe jeziora. Budynki stacyjne - cóż, widać, że jesteśmy po drugiej stronie byłej granicy z Rzeszą. Ponieważ jednak przystanki były po obu stronach torów, a, jako się rzekło, pociąg był zapełniony, nie na każdej stacji udało się zrobić zdjęcie (oczywiście, jak to w SA, przez szybę). Poniżej fotki z tych przystanków, na których mi się ta sztuka udała. Po kolei: Lutol Suchy (nazwa zafascynowała moją mamę), Panowice i Bukowiec Międzyrzecki.
Przez pola i lasy docieramy (13:09) do Międzyrzecza. Tu stoi już przeciwpociąg z Gorzowa do Zbąszynka, też na SA105. Ponad połowa pasażerów opuszcza nasz szynobus, ale w ich miejsce wsiadają inni. Po kilkuminutowym postoju oba SA rozjeżdżają się w swoich kierunkach, a po chwili (żeby przypadkiem nikt się nie zdołał przesiąść) wjeżdża kolejny SA105, z Rzepina. Wysiada jedna starsza pani. No, no... Rzeczywiście - nie miał się kto przesiadać. A może nie miał się kto przesiadać, bo nie ma się jak przesiąść?
Dworzec w Międzyrzeczu to urocze miejsce dla miłośników Freddy'ego Krugera i rodziny Addamsów. Kilka lat temu budynek częściowo strawił pożar, był też okres całkowitej przerwy w ruchu pociągów pasażerskich, więc i budynek, i perony kojarzą się z okolicami Czarnobyla. Zwłaszcza przy takiej pogodzie - z północy nadciągają czarne chmury i bardzo wieje. Całość robi mocne, choć przygnębiające, wrażenie. W Międzyrzeczu dwie godziny czasu do odjazdu pociągu do Rzepina (15:20). Można coś zjeść (dobrą pizzę dają niedaleko dworca, spory wybór jest) i trochę pozwiedzać, chociaż pogoda wybitnie nie zachęca.
Sypie śnieg, wieje, bardzo niewielkanocnie ogólnie. Miłą niespodzianką okazuje się powrót na zaśnieżony peron międzyrzeckiego dworca. Wewnątrz stojącego juz przy trzecim peronie SA105 do Rzepina siedzi dziesięcioro pasażerów, których pani konduktor instruuje, że bilety kupuje się w kasie (gdzie tam w tych ruinach kasa jest?), a nie u niej, bo u niej jest dopłata. Odjeżdżamy planowo, zaraz po odjeździe śnieg przestaje padać i spomiędzy chmur wyziera słoneczko.
Linia do Rzepina ładna - wysokie nasypy, wiadukty, lasy i jeziora wokół, stylowe budynki kolejnych stacji. I dosyć rzadko rozmieszczone postoje. Ludzie, którzy wsiedli w Międzyrzeczu, wysiadają prawie wszyscy na kolejnych przystankach, wewnątrz szynobusu atmosfera bardzo familijna ("Wiesia, ludzie ci wysiadają!" - krzyczy do pani kierowniczki pan z kabiny, kabina zresztą cały czas otwarta). W Gorzycy, pierwszym przystanku za Międzyrzeczem, nikt nie wsiada ani nie wysiada. Przystanek sprawia zresztą wrażenie położonego na bezludziu, dookoła las. Za to podczas kolejnego postoju, w Kursku, wysiada połowa pasażerów. Również w Templewie, gdzie mijamy ładną wieżę ciśnień, opuszcza nas kilku współpasażerów, w pociągu robi się pusto, ale parę osób kontynuuje podróż.
Na kolejnych przystankach, aż do Sulęcina, wymiany pasażerów nie odnotowałem. Ale same przystanki były ciekawe - w Trzemesznie Lubuskim zapobiegliwe PKP zamurowało drzwi wejściowe do malutkiego budyneczku, co miało zapewne zachęcić poszukujących schronienia przed deszczem do włażenia tam przez okna - bo ich nie zamurowano, ale szyby wyjęto. W Wędrzynie za to postanowiono sięgnąć do sprawdzonych patentów i skopiowano na peronie wiatę z któregoś z okolicznych przystanków PKS. Dworzec w Sulęcinie też nie zachwyca, a wręcz jest obrzydliwy - wygląda jak zbudowana najtańszym możliwym kosztem gospoda GS-u z przełomu lat 60 i 70 ubiegłego stulecia. Za to czeka przed nią na pociąg do Rzepina jedenaście osób, sama młodzież. Żadnych kolejarzy. No proszę - młodzież woli jeździć pociągiem niż busem.
Na pierwszym przystanku za Sulęcinem - w Smogorach - nikt nie wysiadł. Bo co to w końcu za przyjemność wysiadać gdzieś, gdzie okna zabite są, nie, nie dechami, ale blachą. Drzwi ocalały. Nikt ich nie zamurował. Ale też nieprędko pewnie ktoś je otworzy. W Ośnie Lubuskim wysiedli prawie wszyscy dosiadający się w Sulęcinie, może ze cztery osoby z tej grupy pozostały w pociągu. Tutaj budynek nie jest zamurowany i zabity ze wszystkich stron, bo mieszkają w nim ludzie. Dlatego też nie służy za budynek stacyjny - na peronie stoi wiata, tym razem przypominająca przystanek MPK. A w wiacie i obok bawią się dzieci. Musi być jakieś życie na peronie. Sprawdzić, czy nie ksiądz. Lubiechnia Mała niczym się nie wyróżniła - bo trudno na tej linii za cechę wyróżniającą uznać zamurowane okna. Przy wjeździe do Rzepina uroczy obrazek - kościół obok Biedronki. Albo Biedronka obok kościoła. I w jednym miejscu można spędzić całą niedzielę. Jakie to szczęście, że Biedronka jest tak blisko!
W Rzepinie jesteśmy planowo (16:44). Stacja zadbana, czysta, schludna, trzech sokistów się kręci. Wewnątrz budynku dworca, usytuowanego pomiędzy peronami "szczecińskimi" a "frankfurckimi" są, oczywiście, kasy (i PR, i IC), jest też bar z parzoną kawą, wafelkami do niej i telewizorem pokazującym, a jakże!, Polsat. Sporo ludzi czeka na osobowy z Zielonej Góry do Szczecina, który wkrótce się pojawia jako pojedynczy EN57. A niedługo potem nadjeżdża Moskwa-Express z Berlina do Moskwy, z SU45 na czele. Kilkanaścioro chętnych na podróż kolejową ustawia się na początku peronu, czekając na dołączenie jedynego wagonu siedzialnego relacji Rzepin - Terespol. I za chwilę podjeżdża EU07 z jedną dwójką. Do której całe towarzystwo się pakuje. Wszystkie przedziały są zajęte. I ponoć w niektórych nie grzeje, bo ludzie coś tam szemrają. Zanim odjedziemy, wjedzie jeszcze dwuwagonowy łącznik od Bachusa Gdynia - Frankfurt. Ludzi tam w środku mnóstwo, większość chyba w Rzepinie wysiada. I w końcu pojawia się BWE z Berlina do Warszawy, a w chwilę po jego przyjeździe i kilka minut po planowej godzinie odjazdu (17:53) ruszamy.
Postojów handlowych między Rzepinem a Poznaniem nie mamy żadnych, ale wkrótce po odjeździe z Rzepina stajemy na kilkanaście minut w Toporowie, gdzie wyprzedza nas BWE z EP09 na czele.
Potem już jazda bez przygód (i postojów) do Poznania. Oczywiście przed Poznaniem Głównym stoimy kilka minut, więc z planowego wjazdu (19:50) i przesiadki na Piasta do Wrocławia (20:01) nici. Ale za pół godziny (20:34) jedzie Bosman ze Szczecina do Wrocławia, więc nie ma problemu. Pobyt w Poznaniu upływa mi na nagrywaniu popisów drewnianego pana ("pociąg X wjedzie wyjątkowo na tor Y") i pani, która go dzielnie wspomaga ("przed budynkiem dworca będą podstawione autobusy komunikacji zastępczej do Wągrowca"). Remontik daje się we znaki, jak widać. Na Bosmana czeka trochę ludzi, ale, jak na Poznań, niewielu. A że sporo w Poznaniu wysiadło, więc w jedynce pustki. Kilka osób zaledwie w całym wagonie, w tym jeden pan z laptopem (i żadnego nożownika, very strange). Podróż powrotna do Wrocławia upływa w błogim spokoju. Ogólnie optymizmem wieje z tej wycieczki - pociągi pełne, wagony czyste, w miarę punktualnie, konduktorzy mili, żadnych gumowych KKA po drodze, oby tak dalej. Dziękuję za uwagę.
Niniejsza relacja ukazała się pierwotnie na grupie dyskusyjnej pl.misc.kolej, badacze mojej twórczości mogą porównać wersje.
Bardziej szczegółowa fotorelacja jest dostępna tutaj. Zapraszam.
Add new comment