2010-10-02/03
Harrachov, Szklarska Poręba, Piechowice i okolice
Serialu pod tytułem „Pan Psofometr zalicza reaktywowane linie lokalne” odcinek kolejny. Tym razem zaliczenie specyficzne, bo linia, choć lokalna, to międzynarodowa. A przerwa w ruchu nie trwała lat kilka czy kilkanaście, ale (bagatela) kilkadziesiąt. Linię między Szklarską Porębą a Harrachovem zamknięto pod koniec lat pięćdziesiątych XX wieku. I chociaż jako młodzieniec często bywający w Karkonoszach marzyłem nie raz, by kiedyś przejechać się przez Przełęcz Jakuszycką pociągiem, zdawałem sobie sprawę z nierealności tych marzeń. Ówczesne PKP likwidowały co się dało, pociągów z roku na rok było coraz mniej, a torów do Harrachova do 1989 roku nawet na mapach nie rysowano. Żeby szpieg nie wiedział, że tam są.
Upadł Jedynie Słuszny Ustrój Sprawiedliwości Społecznej, którego funkcjonariusze szpiegów widzieli wszędzie, Dzięki Unii Europejskiej granice straciły na znaczeniu, ludzie ruszyli tłumnie w czeskie Karkonosze, i coraz głośniej słychać było żądania powrotu pociągów między Szklarską Porębą a Harrachovem i Tanvaldem a nawet Jelenią Górą a Libercem. Bo z Wrocławia do Jeleniej Góry się jedzie ponad trzy godziny. I póki to się nie zmieni, nie ma co marzyć o sukcesie pociągów z Wrocławia w Karkonosze. Czy to polskie, czy czeskie, bez różnicy. Ale dla mieszkańców Kotliny Jeleniogórskiej i wypoczywających w niej wczasowiczów taka turystyczna „kolejka” (nienawidzę tego określenia – kolejka to do mięsnego) jest ciekawą ofertą turystyczną. Jelenia Góra ma już zresztą sezonowe turystyczne połączenia z Trutnovem (o którym pisałem w 2008 r.), cieszące się według wielu relacji sporym powodzeniem. Na przełomie lata i jesieni 2010 dołączyło do niego połączenie z Korenovem i Tanvaldem przez Harrachov. Marszałek województwa dolnośląskiego przejął i wyremontował tory miedzy Szklarską Porębą a granicą państwa, Czesi zrobili to samo z torami pomiędzy Harrachovem a granicą, całość przedsięwzięcia współfinansowała Unia Europejska. I ruszyły pociągi.
Na dworcu w Jeleniej Górze w sobotni poranek trudno się spodziewać tłumów. Mało kto już jeździ stąd pociągiem do Wrocławia, a to podstawowa linia, z największymi potokami pasażerów. Skoro na głównej linii mało kto i mało co jeździ, te boczne muszą się mieć jeszcze gorzej. I tak się mają. Do Karpacza torów już gdzieniegdzie nie ma, do Kowar również, o połączenie do Lwówka przy każdej zmianie rozkładu toczą się boje, do Szklarskiej Poręby nędzne trzy-cztery pary na dobę, z połączeń dalekobieżnych ostała się (po intensywnych politycznych negocjacjach) całoroczna rzeźnia do Warszawy i szczątkowe połączenia sezonowe. Poza sezonem czteroperonowa, rozległa stacja świeci pustkami. Leżąc na uboczu miasta, ma małą siłę przyciągania potencjalnych pasażerów. Dworzec PKS jest w samym centrum, a autobusem jedzie się prawie połowę krócej niż pociągiem. Wiaty nad peronami jak przeciekały, tak przeciekają, przejście podziemne dalej straszy. Wstyd. Coś pozytywnego? Dworzec się zmienił (dla przypomnienia – tak wyglądał jeszcze trzy lata temu). Co prawda okupił to przenosinami z centralnej, reprezentacyjnej części budynku do bocznej, obejmującej dawny hol, ale za to został porządnie wyremontowany. Dawne boczne wejście do holu jest obecnie głównym wejściem na cały dworzec. W środku czysto, ciepło i jasno. Czynne toalety, zakłady fryzjerski, sklepik sieci Relay z prasą i różnymi drobiazgami, automat ze słodyczami i kasy biletowe. Na ścianie efektowna panorama Karkonoszy. I sporo ludzi. Tego się nie spodziewałem. Marszałkowska kolej do Czech przyciągnęła pasażerów na pusty dworzec. Dobrze. Źle, że ci, z pewnością w sporej części nowi, pasażerowie od razu zostali do tej kolei zniechęceni. Z megafonów padła zapowiedź, że pociąg z Harrachova przyjedzie z półgodzinnym opóźnieniem. A że ruch na trasie obsługuje jeden skład, oznaczało to również opóźnienie pociągu do Czech. Cóż było robić. Czekaliśmy. Na obrazkach hol i perony dworca w Jeleniej Górze.
Z dwudziestominutowym opóźnieniem odjechaliśmy w końcu ze słonecznej, ale też wietrznej Jeleniej Góry. Do Czech wiózł nas SA134.
Dużo nas było, większość miejsc siedzących zajęta, ludzie z zapałem rzucili się do okien oglądać krajobrazy. Pogoda przepiękna, powietrze przejrzyste, więc było na co popatrzeć. Szkoda, że tak powoli się jedzie, dla publiki przyzwyczajonej do swych zrywnych, wyklepanych przez znajomego blacharza golfów dwójek taka jazda musi być męczarnią. I jeszcze to skrzypienie i trzeszczenie, jakby się zaraz cały szynobus miał rozlecieć… Po drodze wymiana pasażerów przyzerowa, za to w Szklarskiej Porębie Górnej chyba połowa ludzi wysiadła, a na ich miejsce wsiadła bardzo liczna grupa nowych pasażerów. Dwójka konduktorów ruszyła sprzedawać bilety. Skończyli przed samym Harrachovem. A część pasażerów wysiadła w Jakuszycach. Między Szklarską Porębą a Harrachovem tory są świeżo wyremontowane, więc jedzie się po nich dużo szybciej niż z Piechowic do Szklarskiej. Błyskawicznie dojechaliśmy do stacji docelowej.
Stacyjka (a właściwie chyba przystanek, bo żadnych oznak stacyjności typu semafory, nastawnia czy dyżurny ruchu nie zauważyłem) jest malutka i położona mocno na uboczu. Podobnie jak w Szklarskiej Porębie z miasta trzeba iść do niej pod górę. Mimo swego peryferyjnego położenia dworzec ma czystą i przyjemną poczekalnię oraz czynny bufet, w którym można coś zjeść i napić się piwa. Dla przybysza z Polski, w której nawet dworce w dużych miastach często z daleka zieją smrodem i straszą wybitymi oknami, wygląda to wszystko szokująco. Peryferyjny przystanek z czynną poczekalnią i bufetem. Bajki jakieś, panie, bajki, przecież dworce są niepotrzebne i trzeba je burzyć, jak powtarza szef od dworców Jacek Prześluga. A jeżeli już są potrzebne, to nie jakimś tam pasażerom na jakieś poczekalnie czy kasy. Kasy to się stawia w kontenerach przed dworcami, albo umieszcza w sklepach nieopodal dworców. Dziwni ci Czesi. I jeszcze piwo na dworcu sprzedają. Społeczeństwo rozpijają. Mało tego. Oni pociągami jeżdżą. Przecież każdy wie, że do jeżdżenia służą busy. Busy są dobre, bo są tanie i wszędzie dojadą a korki objeżdżają polną drogą. Nie mają związków zawodowych, śmierdzących dworców i rozkładów jazdy. Busy są naszym, polskim i narodowym sposobem na pasażerski transport publiczny. Który w ogóle jest dla nieudaczników, co ich nie stać na samochody. Ci Czesi chyba nie mają samochodów, bo kto to widział mieć samochód i jeździć śmierdzącym pociągiem ze śmierdzącego dworca z menelami. Że dworce u nich nie śmierdzą? No właśnie – dziwacy jacyś, dworce sprzątają, toż to koszt. Kosztować mogą autostrady, bo one są dla samochodów. Dziwny kraj. Ponoć mają też autostrady… Dworzec w Harrachovie z zewnątrz i wewnątrz na zdjęciach poniżej.
Mimo że są tu tylko dwa tory (a na środku jednego stoi kozioł oporowy) można na niej zorganizować spotkanie polskiego pociągu z Jeleniej Góry z czeskim pociągiem z Korenova. Wkrótce po naszym przyjeździe nadjechał typowy dla czeskich linii lokalnych wagon motorowy CD serii 810, pełen ludzi, z których cześć przesiadła się do naszego SA do Jeleniej Góry. A kilka osób z naszego pociągu przesiadło się do czeskiego. I po chwili jeden pojechał w jedną stronę, drugi w przeciwną. Peron opustoszał, a ja wraz z moją wycieczką rozpocząłem pieszą część wyprawy.
Po kilku godzinach wędrówki, pod błękitnym niebem, w ciepełku i słoneczku, wśród kolorowych liści, dotarliśmy z powrotem do Szklarskiej Poręby Górnej. Dworzec z okazji reaktywacji połączenia z Czechami został odświeżony, wygląda teraz dużo ładniej. Dla porównania – tak wyglądał w roku 2008. W środku nie byłem (późno już było, ostatni pociąg odjechał i poczekalnię zamknięto), więc nie wiem czy lifting objął też wnętrze dworca. Tak wyglądało ono w roku 2009. Na pewno teraz nie ma już czynnej kasy, bo Przewozy Regionalne kasy likwidują, gdzie tylko mogą. Natomiast lifting zewnętrzny zrobiono solidnie – objął on też drewniane części budynku. Ponieważ dworzec, jak zwykle w górskim kurorcie, leży wysoko, ładnie sprzed niego widać Karkonosze po drugiej stronie doliny skrywającej centrum miasta. Oto kilka zdjęć z sobotniego wieczora i niedzielnego poranka.
Jak widać, w niedzielę pogoda dalej była doskonała. Z dworca Szklarska Poręba Górna można się przespacerować przez Zakręt Śmierci (przepiękna widoki na miasto i Karkonosze, a także na linię kolejową) i przystanek (niegdyś stację) Szklarska Poręba Dolna do Piechowic. Ot, taki spacerek na jesienną niedzielą. Gdyby się pośpieszyć, to spacerek może trwać niewiele dłużej, niż czas przejazdu pociągiem na tej trasie. A Szklarska Poręba Dolna jest idealnym dowodem, że Polacy i Czesi są bardzo od siebie różni. Bo to podobne przystanki – oba na uboczu, oba na tej samej linii, do obu trzeba iść z miasta pod górę. W Harrachovie była miła poczekalnia, bufet, plakatowy rozkład odjazdów i przyjazdów i kilkadziesiąt osób na peronie. A Szklarska Poręba Dolna wygląda tak:
Właściwie nie ma co tych zdjęć komentować. Są wystarczająco wymowne. Niemiec zbudował, Polak do ruiny doprowadził i dumny z tego. Wycieczka zakończyła się w Piechowicach.
Skąd pociąg miał nas zabrać do Jeleniej Góry, a stamtąd, po przesiadce, do Wrocławia. Jednak chyba nie jest mi dane wrócić z Piechowic do domu pociągiem. Gdy próbowałem w 2008, zamiast pociągu przyjechał autobus. Tym razem, mimo że jeszcze w Szklarskiej Dolnej poprzedni pociąg widzieliśmy, kolejny już nie przyjechał. Ze swojej kanciapy wyszła pani dyżurna i obwieściła czekającym na peronie, żeby się przemieścili przed dworzec, gdzie niebawem podjedzie autobus. Jak się okazało, w Jeleniej Górze był wypadek na przejeździe drogowym (Polak w samochodzie jest królem szos i świata całego, więc pociąg ma mu dać wolną drogę) i chwilowo linia jest zablokowana. Dobrze to świadczy o sprawności kolejarzy z Przewozów Regionalnych, że mimo niedzieli błyskawicznie zorganizowali komunikację zastępczą. A mogli przecież odwołać pociąg… Miłośnik kolei w Polsce musi się cieszyć z rzeczy małych. Bardzo to czeskie, swoją drogą. Więcej obrazków z wycieczki z opisami możecie pooglądać tradycyjnie w galerii. Chętnych zapraszam, niechętnym nie polecam.
Dodaj komentarz